Osiemnaście złotych.

medytacje, przemyślenia duchowe, filozofie życia

Re: Osiemnaście złotych.

Postprzez Born1975 » 1 gru 2017, o 20:03

"Pewnego dnia przyszedł do Mistrza młody człowiek i powiedział:- Przyszedłem do ciebie, ponieważ czuję się tak żałośnie i tak bezużytecznie, że nie chcę już żyć. Wszyscy wokół mi mówią, że jestem nieudacznikiem, głupcem i idiotą. Proszę Cię, Nauczycielu, pomóż mi!
Mistrz rzucił wzrokiem na młodego mężczyznę i pospiesznie odpowiedział:"Przykro mi, ale jestem teraz bardzo zajęty i nie mogę ci pomóc." Muszę się zająć pewną bardzo ważną sprawą-" i po namyśle dodał: - "Ale jeśli zgodzisz się mi pomóc w mojej pracy, to ja z radością pomogę ci w twojej."
-" Z ... z przyjemnością, Mistrzu," - mruknął ten z goryczą zauważając, że po raz kolejny został zepchnięty na dalszy plan."Bardzo dobrze", powiedział Mistrz i zdjął z lewego małego palca niewielki pierścionek z pięknym kamieniem.
- Weź konia i goń na rynek! Muszę pilnie sprzedać ten pierścień, by spłacić dług. Postaraj się wziąć za niego jak najwięcej, a w każdym razie nie zadowalaj się ceną poniżej złotej monety! Jedź i wracaj jak najszybciej!

Młody człowiek wziął pierścień i odjechał. Przybywszy na rynek zaczął oferować kupcom pierścionek. Ci początkowo z zainteresowaniem oglądali jego towar ale kiedy usłyszeli o złotej monecie natychmiast tracili zainteresowanie pierścieniem. Niektórzy otwarcie śmiali się mu w twarz, a inni po prostu się odwracali i tylko jeden stary kupiec uprzejmie wyjaśnił mu, że złota moneta - to zbyt wysoka cena za taki pierścień i wszystko co może uzyskać to moneta miedziana, a w skrajnym przypadku dostanie srebrną.
Słysząc słowa starca, młody człowiek bardzo się zdenerwował bo przypomniał sobie nakaz mistrza aby w żadnym wypadku nie obniżać ceny poniżej złotej monety. Obszedłszy wokół całego rynku i proponując pierścień ponad stu ludziom, młody człowiek ponownie osiodłał konia i wrócił. Mocno przygnębiony niepowodzeniem wszedł do Mistrza.
"Mistrzu, nie zdołałem wykonać twojego zadania," powiedział ze smutkiem. "W najlepszym razie mógłbym dostać srebrną monetę, a przykazałeś wziąć nie mniej niż złotą!. Tyle ten pierścień nie jest wart."
"Właśnie powiedziałeś bardzo ważne słowa, synu!" Odpowiedział Mistrz. - Zanim spróbujesz sprzedać pierścionek, nieźle byłoby ustalić jego prawdziwą wartość! A kto może uczynić to lepiej niż jubiler? Jedź do jubilera i zapytaj go, ile zaoferuje nam za pierścień. Bez względu na to co by odpowiedział, nie sprzedawaj pierścionka, ale wróć tu do mnie. Młody człowiek ponownie wskoczył na konia i pojechał do jubilera.
Jubiler długo oglądał pierścień przez szkło powiększające, następnie zważył go na małej wadze, aż w końcu zwrócił się do młodego człowieka:"Powiedz Mistrzowi, że nie mogę dać mu więcej niż pięćdziesiąt osiem złotych monet". Ale jeśli da mi czas, kupię pierścionek za siedemdziesiąt, biorąc pod uwagę pilność tej umowy."Siedemdziesiąt monet?" - młody człowiek śmiał się radośnie, podziękował jubilerowi i rzucił się pędem w drogę powrotną.
"Usiądź tutaj" - powiedział Mistrz, słuchając ożywionej opowieści młodzieńca. "I wiedz, synu, że jesteś tym pierścieniem - cennym i niepowtarzalnym! I tylko prawdziwy ekspert może cię docenić. Dlaczego więc idziesz na bazar spodziewając się, że uczyni to pierwszy lepszy tam napotkany?"

Polskie Źródło: https://michalxl600.blogspot.com/2017/1 ... -cene.html
Ja tu tylko sprzątam :mrgreen:

Za ten post autor Born1975 otrzymał podziękowania - 3
Anka12, Dream Walker, soma
Avatar użytkownika
Born1975
 
Posty: 2197
Dołączył(a): 9 cze 2014, o 21:56
Lokalizacja: smileoo.com
Podziękował : 876 razy
Otrzymał podziękowań: 662 razy

Re: Osiemnaście złotych.

Postprzez Born1975 » 12 lut 2019, o 15:18

Poniższa historia jest autentyczna:

Północny Wietnam, 9 wrzesień, 1965 rok. 3 lata po rozpoczęciu wojny wietnamskiej.

Kiedy James Stockdale, amerykański pilot wojskowy, wsiadał do swojego odrzutowca, nie miał pojęcia, że kolejne siedem lat spędzi uwięziony w piekle.

To miała być zwykła rutynowa misja. Namierzyć cel, zniszczyć i wrócić do bazy - bułka z masłem.

Wszystko szło zgodnie z planem do czasu, kiedy po zrealizowaniu celu nawrócił samolot do bazy.

Coś huknęło mu nad głową. Odłamki szkła i metalu prysnęły w jego kierunku, a płomień smagnął go w lewe ramię. W szoku zacisnął zęby i spiął swoje ciało.

Spanikowany umysł krzyczał, że został trafiony, że to koniec...

Ziemia zaczęła się błyskawicznie przybliżać. Pilot zdołał się opanować i rozpaczliwie szarpnął za drążek sterowania, usiłując poderwać maszynę w do góry.

Nic z tego - uszkodzenia musiały być krytyczne.

Rozgorączkowany głosik w jego głowie podpowiedział mu ostateczne rozwiązanie - wcisnął czerwony przycisk i katapultował się w niebo.

Gwałtowny podmuch powietrza odebrał mu dech w piersiach. Natychmiast pociągnął za sprzączkę, aby uwolnić spadochron.

Kątem oka zobaczył swój samolot, który wbija się w dżunglę, wzniecając kulę oślepiającego ognia.

Udało się.

Stockdale nie miał żadnych poważnych obrażeń. Przetrwał atak i opadał spokojnie w kierunku ziemi.

Jednak ten fakt wcale go nie uspokajał. A miał do tego bardzo mocny powód:

Na ziemi dostrzegł wietnamskich żołnierzy, którzy rozpoczęli zawzięty ostrzał, usiłując podziurawić wrogiego pilota jak sito.

Pociski świszczały mu nad głową, a on starał się kołować w powietrzu tak, aby nie zostać rozerwanym na strzępy.

Wiedział, że opada wprost na terytorium wroga i przygotowywał się na najgorsze. W tej sytuacji nie była to śmierć...

Łupnął o ziemię w samym centrum wioski. Zalała go fala paraliżującego bólu pleców i kolana. Usłyszał krzyki zbliżających się wieśniaków i zrozumiał, że nie masz szans na ucieczkę.

Wieśniacy dopadli go, pobili, skrępowali i powiadomili najbliższy oddział wojska.

Stockdale wiedział, że zostanie wtrącony do niesławnego więzienia Hoa Lo, gdzie Wietnamczycy przetrzymywali amerykańskich jeńców wojennych.

Nie wiedział jednak, że spędzi tam kolejne 7 lat i pół roku swojego życia.

W tym 4 lata w samotności zamknięty w izolatce. 2 lata zakuty w kajdany. Torturowany ponad 15 razy, głodzony i pozbawiony pomocy medycznej.

To miejsce stało się jego piekłem.

W czasie swojej niewoli nie miał najmniejszych powodów, aby sądzić, że przeżyje obóz, wróci do domu i kiedykolwiek zobaczy się jeszcze z żoną.

Wiedział, że wróg jest bezwzględny w obchodzeniu się z jeńcami. Wiele wskazywało na to, że po prostu rozstrzelają go pewnego dnia albo skona na torturach.

Jednak pomimo ekstremalnie nieludzkich warunków, Stockdale był dla swoich oprawców niemałym utrapieniem.

Otóż żołnierze Północni Wietnamczycy za nadrzędny cel ustanowili sobie złamanie jeńców i wykorzystanie ich do antyamerykańskiej propagandy.

A nic nie ma takiej siły propagandowej, jak zadbany amerykański żołnierz, który publicznie przeklina swój kraj.

Kiedy przyszła kolej na Stockdale’a, był już po kilku miesiącach izolacji i intensywnych tortur, które łamały nawet najsilniejszych żołnierzy.

Strażnicy wręczyli mu żyletkę i poprowadzili do łazienki. Miał się ogolić, przygotować na publiczną propagandową paradę przed zagranicznymi dziennikarzami.

Z oczywistych powodów chcieli ukryć fakt, że był przetrzymywany w nieludzkich warunkach, tak by stworzyć wrażenie, że jeńcy są dobrze traktowani.

Jednak on zamiast zwyczajnie się ogolić, praktycznie się oskalpował.

Wściekli strażnicy zawlekli go do pokoju przesłuchań i wsadzili mu na głowę czapkę, licząc, że ukryją krwawiącą szramę.

Stockdale był jednak nieugięty. Wykorzystując chwilę nieuwagi strażników, pobił się po twarzy stołkiem do tego stopnia, że jego twarz była nierozpoznawalna.

Strażnicy zrozumieli, że nici z propagandowej parady, a po pewnym czasie dotarło do nich, że Stockdale oraz reszta jeńców woli zginąć, niż współpracować.

I to było pierwsze jego zwycięstwo.

Nie tylko skutecznie opierał się swoim porywaczom, ale też zbudował wśród więźniów ruch oporu i został jego liderem.

M.in. stworzył zestaw zasad, które pomagały im wytrzymywać tortury oraz system zaszyfrowanej komunikacji między współwięźniami.

Jego odwaga i decyzyjne przywództwo dały innym jeńcom nadzieję i siłę, niezbędną do przetrwania.

Kiedy Stockdale wyszedł z niewoli, za swoje zasługi został odznaczony Medalem Honoru - najwyższym amerykańskim odznaczeniem wojskowym.

Kiedy dziennikarze zapytali go jak się mu udało przeżyć piekło wietnamskiego obozu, odpowiedział:

“Nigdy nie zwątpiłem w to, że kiedyś odzyskam wolność. Co ważniejsze - wierzyłem, że na końcu przekształcę to doświadczenie w decydujące wydarzenie mojego życia, którego z perspektywy czasu, nie chciałbym wymienić na nic innego.”

Nie zachowywał się jednak jak niepoprawny optymista głosząc, że na “pewno wypuszczą nas na święta.”

Paradoksalnie Ci więźniowie, którzy myśleli w ten sposób bardzo szybko się załamywali i poddawali się losowi.

Ich optymizm zwyczajnie ich zawodził, kiedy musieli skonfrontować się z twardą rzeczywistością. Ich samooszukiwanie było pomocne krótkoterminowo, ale ostatecznie przegrali w zderzeniu z bezlitosnymi faktami.

Natomiast Stockdale miał zupełnie inne podejście:

Zaakceptował swoją sytuację. Wiedział, że jest w piekle i zamiast chować głowę w piasek lub zaklinać rzeczywistość, że będzie lepiej, skupił się na tym jak się zachowywać, aby być dumnym z siebie, gdy to wszystko się skończy.

W ten bowiem sposób był w stanie przeramować to doświadczenie w bezcenną lekcję, za którą mógł być wdzięczny, zamiast przeklinać swój los i wchodzić w rolę ofiary.

To dało mu siłę.
Ja tu tylko sprzątam :mrgreen:
Avatar użytkownika
Born1975
 
Posty: 2197
Dołączył(a): 9 cze 2014, o 21:56
Lokalizacja: smileoo.com
Podziękował : 876 razy
Otrzymał podziękowań: 662 razy

Re: Osiemnaście złotych.

Postprzez Born1975 » 24 mar 2019, o 22:26

To miało miejsce jeszcze w Leningradzie, w połowie lat 80-tych.
Jechałem minibusem ulicą Wasiljewską.
Na pobliskim siedzeniu dokazywało dziecko, około sześciu lat.
Matka patrzyła bez wyrazu przez okno, nie reagowała. A on ciągnął i ciągnął jej rękaw.
Drzewa płynęły za oknem, deszcz mżył, był szary dzień, no po prostu Leningrad!
Dziecko żądało czegoś lub sygnalizowało jakąś potrzebę.

I tu nagle ona odwraca się od okna do niego, wyrywa swoją rękę do siebie i syczy,
- Czego ode mnie chcesz?
Dzieciak się zawahał.
- Czego chcesz, pytam cię ?! Czy wiesz w ogóle kim ty jesteś? Jesteś nikim! Zrozumiałeś?! Jesteś nikim! - wykrzyczała mu to w twarz, po prostu wypluła z siebie.

Chłopiec patrzyłł na nią i wydawało mi się, że jego głowa drży.
Albo to ja drżałem. Czułem jak potnieją mi plecy.
Pamiętam moją pierwszą myśl: czy ona naprawdę mówi to do niego?! O kim ona teraz myśli?
„Nie mogę na ciebie patrzeć!” - wyszeptała.
- Zabiłaś go! - powiedziałem, ale nikt mnie nie usłyszał.
W minibusie, jak gdyby nic się nie stało, ludzie nadal drzemali.
Siedziałem bez ruchu.

A chłopiec nie płakał. Ona odrzuciła jego rękę i odwróciła się znów do okna.

Nie szalał już, jakoś natychmiast zamilkł. Patrzył na podarty tył siedzenia przed sobą i milczał.

A ja miałem ochotę wstać i przy wszystkich, właśnie teraz, rozerwać ją na kawałki! Powiedzieć jej - To ty k ... ostatnia! To ty jesteś nikim! Zabiłaś go!

Przysięgam, że bym to uczynił! .. Chłopiec mnie powstrzymał.

Zamknąłem oczy, oddychałem głęboko, żeby jakoś się uspokoić.

A kiedy je otworzyłem, zobaczyłem cukierki.
Młody chłopak wydający się być studentem, taki jasny, kędzierzawy, w dżinsowej kurtce podawał chłopcu cukierka.
Potrząsnął ręką, powiedział: - Weź to, to jest dla ciebie.
Chłopak wziął. A potem młody chłopak dał mu drugi cukierek.
Chłopiec zatrzymał się i wziął ten drugi.

Potem nastąpiło coś co jeszcze dziś wspominając nie mogę powstrzymać łez.

Chłopiec nie zaczął jeść, dotknął matczynej ręki.
Nie od razu odwróciła się do niego. Ale mimo to odwróciła się. I najwyraźniej chciała go dobić.
Ale on podawał jej cukierek.
Spojrzała na niego, na cukierek, zobaczyłem, że była zakłopotana.

Wtedy on włożył jej cukierki do ręki. Ona je natchmiast oddała tak jakby ją poparzyły.
„Nie chcę”, powiedziała.
W jego dłoni leżały dwa cukierki.
Nie opuszczał ręki.
"Zjedz sam" - powiedziała i cicho dodała: - Nie chcę ... Mówię szczerze.

Wtedy on położył cukierki na jej kolanach.

Nigdy nie zapomnę tej przerwy. I ta dorosłość. Przede mną w ciągu kilku minut ten chłopiec stał się mężczyzną, a ona, z gniewnej, zirytowanej żmii stała się piękną młodą kobietą. W każdym razie tak to poczułem.

Milczała. Milczała przez długi czas. Patrzyła na niego tak jakby właśnie teraz dopiero go ujrzała.
Potem objęła go.
I on ją przytulił.
Potem odwinął cukierek i podał jej.
A dopóki nie włożyła do ust sam też nie jadł.

Czy możesz to sobie wyobrazić?
To był kolejny szok, ale już inny.

A wtedy pomyślałem o sobie.
Myślałem: "siedzisz tu sobie, taki prawy człowiek, chciałeś wstać, obwiniać, chciałeś ją „rozerwać”, zmieniać coś. I nie osiągnąłbyś niczego oprócz skandalu i wyzwisk. A ten chłopiec - popatrz jaki on jest mądry, jaki on jest wspaniały, ten chłopak uczynił wszystko w inny sposób." I dotarło to do mojego wnętrza, do serca, do łez.

Aha - ten młody chłopak, który dał mu dwa cukierki, pomyślałem, że nie dał tych dwóch ot- tak.
Rozejrzałem się ...
W tylnej szybie autobusu zobaczyłem tego młodego chłopaka, odchodził w dal „mżącą” ulicą.

A matka i syn siedzieli z pochylonymi głowami do siebie. Jak młodzi kochankowie!

W tym momencie kierowca ogłosił mój przystanek.
Ja, wychodząc, dotknąłem ręki chłopca.
Powiedziałem mu w ten sposób "dziękuję".
Nie sądzę, żeby zrozumiał, ale to nie ma znaczenia.
Zapamiętam tę lekcję na zawsze.

Zapamiętałem to, zapamiętałem ale musiało upłynąć wiele lat żebym to sobie uświadomił.
Że to jest prawdziwa edukacja o której nie wszyscy dorośli wiedzą.
Że wychowuje się tylko przykładem. Bez krzyku, bez oskarżeń, bez bicia. Tylko przykład działa - nic więcej.
I ten chłopak pokazał przykładem- zarówno jej jak i mnie. On nas zmienił.

Gdzie on jest, gdzie ten chłopak ?!
Gdzie jesteś chłopcze? Co się dzisiaj z tobą dzieje? Jak bardzo jesteś nam potrzebny?
Jesteśmy zagubieni bez ciebie.

Siemion Winokur
Ja tu tylko sprzątam :mrgreen:

Za ten post autor Born1975 otrzymał podziękowanie od
Renata
Avatar użytkownika
Born1975
 
Posty: 2197
Dołączył(a): 9 cze 2014, o 21:56
Lokalizacja: smileoo.com
Podziękował : 876 razy
Otrzymał podziękowań: 662 razy

Re: Osiemnaście złotych.

Postprzez Born1975 » 22 gru 2021, o 18:20

Chłopaki nie płaczą...

"Dr Mark był znanym onkologiem. Pewnego dnia poleciał na ważną konferencję w innym mieście, gdzie miał otrzymać nagrodę w dziedzinie medycyny. Jednak godzinę po starcie samolotu doszło do awaryjnego lądowania na pobliskim lotnisku. Lekarz wynajął samochód i pojechał na konferencję.
Wkrótce po jego wyjeździe pogoda się pogorszyła i zaczęła się gwałtowna burza. Z powodu ulewnego deszczu Internet zniknął w nawigatorze, skręcił w złą stronę.
Po dwóch godzinach jazdy zorientował, że się zgubił. Czuł się głodny i strasznie zmęczony, więc postanowił poszukać miejsca na nocleg. Wreszcie trafił na mały dom. Zdesperowany wysiadł z samochodu i zapukał do drzwi.
Drzwi otworzyła kobieta.
Wyjaśnił i poprosił ją o skorzystanie z telefonu. Kobieta powiedziała mu, że nie ma telefonu, ale może wejść i poczekać, aż pogoda się poprawi.
Głodny, mokry i zmęczony lekarz przyjął jej ofertę i wszedł. Kobieta zrobiła mu gorącą herbatę i powiedziała, że pójdzie się pomodlić. Dr Mark uśmiechnął się i powiedział, że wierzy tylko w ciężką pracę.
Siedząc przy stole, popijając herbatę, lekarz obserwował, jak w przyćmionym świetle świec kobieta modli się przy łóżeczku. Lekarz zrozumiał, że kobieta potrzebuje pomocy, więc kiedy skończyła się modlić, zapytał ją:
- Czego dokładnie chcesz od Boga? Czy myślisz, że Bóg kiedykolwiek wysłucha twoich modlitw?
Kobieta uśmiechnęła się i ze smutkiem powiedziała:
- Dziecko w łóżeczku to mój syn, który cierpi na rzadką odmianę raka i jest tylko jeden lekarz, nazywa się Mark, który może go wyleczyć, ale nie mam na to pieniędzy, poza tym dr Mark mieszka w innym mieście. Bóg wciąż nie odpowiedział na moją modlitwę, ale wiem, że pomoże... i nic nie złamie mojej wiary.
Osłupiały i oniemiały, dr Mark po prostu wybuchnął płaczem.
Zaszeptał:
- Pan jest wielki…
Przypomniał sobie wszystko, co mu się dzisiaj przydarzyło: awarię samolotu, ulewny deszcz, przez który zbłądził; a wszystko to wydarzyło się dlatego, że Bóg nie tylko odpowiedział na jej modlitwę, ale także dał mu szansę wydostania się z materialnego świata i dał mu możliwość pomocy biednym nieszczęśliwym ludziom, którzy nie mają nic poza modlitwą…"

Chłopaki zazwyczaj nie płaczą, ale jeśli już uronią łzę, to wiedz, musiało wydarzyć się coś szczególnego.
Ja tu tylko sprzątam :mrgreen:

Za ten post autor Born1975 otrzymał podziękowania - 2
evergreen, jabluszko88
Avatar użytkownika
Born1975
 
Posty: 2197
Dołączył(a): 9 cze 2014, o 21:56
Lokalizacja: smileoo.com
Podziękował : 876 razy
Otrzymał podziękowań: 662 razy

Poprzednia strona

Powrót do Rozwój duchowy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości