Jestem księżniczka Halide. Nie wymagam, by w ten sposób się do mnie zwracano. Jestem księżniczką, bo jest nią każda kobieta, która pragnie rozsiewać wokół siebie dobro, wewnętrzne piękno i pokój. Jest nią każda kobieta, która chce rozwijać swoją wrażliwość na świat – ludzi, wydarzenia, zwierzęta, rośliny, krajobrazy, zjawiska atmosferyczne, muzykę, literaturę itd. Jest nią każda kobieta, która ma poczucie wyjątkowości. Każda, która chce być księżniczką.
Aby to wszystko nie brzmiało niczym próba nakłaniania kogokolwiek do przyjęcia mojej wizji od samego początku mojego pobytu na tym forum, chciałabym napisać, dlaczego właściwie się tu zjawiłam. Bo forum znam już od dość długiego czasu.
Wspomniałam o poczuciu wyjątkowości. Noszę je w sobie od dawna i nie wiem, co ono oznacza. Nauczyłam się, że wielu osobom lepiej o tym nie mówić. Często zastanawiam się, dlaczego patrzę na świat z mojej perspektywy i dlaczego jestem tu i teraz. To dziwne doświadczenie towarzyszy mi od dzieciństwa i nie wiem, co z nim zrobić, nie wiem, dlaczego się pojawia i co ze sobą niesie. Na świecie są miliardy ludzi, a tylko ja jestem mną. To sprawia, że czuję się wyjątkowo. I owszem, każdy z nas jest wyjątkowy, ale u mnie jest coś dziwnego – czuję, że noszę w sobie różne ukryte moce. Nie odczuwam ich, ale mam przeświadczenie, że coś się kłębi i wyjdzie na zewnątrz w najmniej oczekiwanym momencie.
Moja wizja księżniczki czasem zderza się z pewnym rodzajem cienia. Ostatnio bowiem fascynuje mnie zło – intrygi, sensacje. Lubię, gdy coś złego dzieje się na świecie. Lubię słuchać złych wiadomości i trochę ich oczekuję. Chciałabym nieść pokój i piękno, ale wkradło się coś dziwnego. Wkradło się dawno temu. Marzę o władzy nad ludźmi, nad światem po to, by mnie podziwiano. Chciałabym mieć magiczne moce, by rzeczywistość była jak w filmach czy książkach.
Inne wykrzywienie wizji księżniczki? Nie lubię pomagać ludziom. Właściwie nie lubię robić czegoś dla innych. Nie mam potrzeb społecznych i zastanawiam się, jak to jest, że większość ludzi ma radość z pomagania innym. Ja mam radość, kiedy ludzie wokół mnie się kłócą. Kiedy jest źle, to coś wewnątrz mnie się cieszy.
Uważam, że życie jest po to, by czerpać z niego dla siebie. Dawać innym po to, by otrzymywać więcej. By mieć jak najwięcej radości. Do tego nie potrzeba ludzi, wystarczy ich podziw. Byłabym gotowa kreować wizję dobrej księżniczki po to, by jako ta zła knuć intrygi.
A co ma do tego wszystkiego prawo przyciągania, że jestem tutaj? Kiedyś trochę czytałam. O psychologii. O snach. O energii, medytowaniu i magii. O siłach przyrody. O Hunie, prawie przyciągania, dwupunkcie. Słuchałam muzyki relaksacyjnej/medytacyjnej, słowiańskich pieśni. Raz doświadczyłam dziwnego stanu bycia poza czasem i przestrzenią. Raz nawet wykonałam dwupunkt, a raczej próbowałam, bo chyba nie miałam szczerej intencji i nie wyszło. Miałam śmieszne sytuacje, kiedy pomyślałam przypadkowe zdanie, które osoba będąca obok mnie wypowiedziała na głos. Kiedy zastanowiłam się, czy papież może abdykować, jakiś bardzo krótki czas później świat obiegła informacja o rezygnacji Benedykta XVI.
Nic na mnie nie działa. Próby uspokojenia tych dążeń do posiadania władzy, próby rezygnacji z poczucia aż tak bardzo nieuzasadnionej wyjątkowości, próby bycia uczynną – właściwie od dziecka noszę w sobie bunt i nie wiem, skąd się on wziął. Jako małe dziecko z pewnych przyczyn zostałam zaprowadzona do bioenergoterapeuty. Używał reiki i nie wiem, czy mi czegoś nie zaprogramował.
I piszę na tym forum, bo wiem, że mnie nie ocenicie, ale proszę, napiszcie, jak to widzicie. Ja ciągle czuję się, jakbym była uwięziona w sobie, skupiona na sobie i zafascynowana tym, co magiczne i tak po ludzku, patrząc na relacje, złe.
No, co jest?