To ja może odświeżę wątek

Bo trafiłam na niego przez przypadek i mnie zaciekawił

Ja na przykład kiedyś kompleksów miałam mnóstwo. W czasach szkolnych, gimnazjum i liceum... miałam wtedy sporą nadwagę, bardzo się tego wstydziłam, chodziłam poubierana i pozakrywana jak tylko mogłam. W lecie w życiu bym nie ubrała sukienki. Chodziłam w długich spodniach i umierałam z gorąca
Miałam kompleksy odnośnie wielu rzeczy, odnośnie swojej wagi, włosów, cery, nosa, grubych nóg, grubego brzucha. No mnóstwo rzeczy.
Nigdy nie uważałam się za brzydką osobę, ale zawsze coś tam znalazłam co mi nie pasowało. A to włosy mogłyby być gładsze a nie takie napuszone, a cera ładniejsza mogłaby być, bo ta mi się nie za bardzo podoba, a nos mógłby mieć trochę inny kształt, bo jest trochę krzywy. No pierdoły..
Dopiero mój pierwszy chłopak, którego poznałam na studiach wyleczył mnie ze wszystkich kompleksów.
Ja o sobie ogólnie myślałam, że jestem "nawet ładna" ale jakoś nie wierzyłam, że tak samo mogą sądzić o mnie inni ludzie. Nie sądziłam, że mogę się spodobać jakiemuś chłopakowi. Ten mój pierwszy chłopak mi ciągle powtarzał, że jestem śliczna, że jestem bardzo piękną kobietą, jedną z piękniejszych jakie kiedykolwiek widział. Nawet gdy byłam bez makijażu, rozczochrana, on mi wciąż takie rzeczy powtarzał. I w końcu w to uwierzyłam. Na początku bałam się przed nim pokazywać bez makijażu, a później już bez problemu. Bo uwierzyłam, że naprawdę jestem piękna. Później już gdy patrzyłam na siebie w lustrze i byłam bez makijażu to zaczęłam dostrzegać, że naprawdę jestem piękna. Na początku się tak strasznie wstydziłam rozbierać, nie mogłam się przemóc. Wstydziłam się jakiejś fałdki na brzuchu, grubego (w moim mniemaniu) tyłka i tego typu rzeczy. On mi powtarzał, że kocha każdą moją niedoskonałość i fałdkę na brzuchu i wszystko.
Bardzo zbudował we mnie pewność siebie.
A co do niego... on też miał straszne kompleksy. Ogólnie wg powszechnej opinii społeczeństwa i wg obecnych standardów piękna taki facet jak on to nie jest to przystojny facet. Kiedy z nim byłam, miał naprawdę dużą nadwagę, ogólnie z twarzy też nie był przystojnym facetem. Ja w ogóle na to nie patrzyłam. Denerwowało mnie to, że bardzo dużo znajomych i osób z rodziny się mnie ciągle pytało "
Co Ty z nim robisz? Ty jesteś taka śliczna, on w ogóle do Ciebie nie pasuje, jest strasznie brzydki."
Ja nie patrzę na wygląd, pokochałam go za to jaki jest, za charakter, nie jestem z kimś dla jego wyglądu.
Strasznie mnie denerwowało, że tak dużo ludzi mi takie rzeczy mówiło.
Pokochałam go i byłam tak w nim zakochana, że żaden, nawet najprzystojniejszy facet na świecie mnie nie interesował. W ogóle nie zwracałam uwagi na innych.
Też próbowałam go "wyleczyć" z jego kompleksów. Wstydził się, bał się, że mi się nie podoba, że znajdę sobie przystojniejszego... lub kogoś z większym przyrodzeniem

No szczerze mówiąc miał małego i dla niego to był straszny problem i straszny kompleks, bardzo to przeżywał a dla mnie to w ogóle nie był żaden problem. Dobrze nam było w łóżku, kochałam go i nie zależało mi na wielkości penisa u faceta, nie zostawiłabym go z powodu wielkości penisa, a on się ciągle tego bał
Gdzieś tu w którymś poście
mrO pisał, że od facetów wymaga się, żeby mieli nie mniej niż 18 cm
Mi w ogóle na tym nie zależało, przecież nie to jest najważniejsze w związku, nie wiem czy serio są kobiety, które mają takie wymagania, czy to tylko takie wasze nieuzasadnione obawy (w sensie obawy facetów)
Nie patrzę na wygląd u innych, nie mam czegoś takiego jak "typ" faceta który mi się podoba. Koleżanki czasem mówią "ooo ale fajny, wysoki i ma czarne włosy, jest bardzo w moim typie. a tamten jest blondynem i ma dziwną urodę, totalnie nie jest w moim typie".
Nie rozumiem czegoś takiego, bo ja tak nie mam i nigdy tak nie miałam, jak się zakocham to się zakocham. Może się zakocham w niskim, może w wysokim, może w chudym, może w grubym, może w blondynie, a może w łysym. Nie mam tak, że ktoś mi się podoba, a ktoś nie, nie mam "typu".
Dziś jestem pewną siebie kobietą i uważam siebie również za bardzo piękną i seksowna kobietę.
Obecnie jestem wolna ale jestem pewna, że gdy znajdę faceta, zaakceptuje mnie on w 100% taką jaką jestem i będę się mu podobać. Na pewno nie podobam się każdemu ale to nie mój problem. Przecież nie muszę się każdemu podobać, znajdzie się taki, któremu się będę podobać.
Widzę, że ludziom ciężko jest pokonać swoje kompleksy i uwierzyć w siebie dopóki ktoś im tego nie powie. Dopóki nie dostaną takiego "potwierdzenia". Ja dopiero pokonałam swoje kompleksy gdy facet mi ciągle powtarzał, że jestem piękna.
Wychodzę teraz trochę z zasady "I was born this way". Taka się urodziłam to znaczy że tak ma być, to nie jest niedoskonałość. Nie uznaję żadnych operacji plastycznych, nigdy nie zrobiłabym sobie ust czy poprawiła nosa. Akceptuję siebie, skoro taka się urodziłam to znaczy, że tak ma być. Podobam się sobie.
Nie ma co się dostosowywać do obecnych standardów piękna, to sobie mamy się podobać, a nie innym. Standardy piękna za chwilę znowu się zmienią. Sobie masz się podobać. Zaakceptuj siebie

A co do miłości, na pewno znajdzie się ktoś kto również zaakceptuje Ciebie w 100%

Nie wszyscy patrzą tylko na wygląd i pod kątem kto ma większy biust, kto ma większe przyrodzenie itd. Dla niektórych to w ogóle nie ma znaczenia.