czarekbossPrzede wszystkim spokój wywodzący się z przekonania, że wszystko będzie OK. Dostaniesz pracę jaką tam chcesz czy nawet i lepszą, ale musisz o tym wiedzieć. Nie możesz się tym przyjmować, drążyć "a nikt nie dzwoni, nic nie znajdę". Przekonanie, wiara jest tutaj kluczem.
Miej na uwadze że "przyciąganie pracy" to nie jest "przyciągnięcie kawy", to już trochę "poważniejsza" rzecz.
Z kawą czy jakąś tam prostą rzeczą ludzie przeważnie nie mają "oporów", bo to tylko "kawa". Tutaj chodzi już o pracę, o coś tak naprawdę "dużego" w życiu każdego z nas. Dodaj do tego aktualną "rzeczywistość", oraz jak wspomniałeś "bycie na wypowiedzeniu". To są rzeczy, które będą cały czas ciążyć na twoich przekonania podczas "przyciągania".
Może się powtarzam ale to jak będziesz "przyciągał pracę" zależy od "dodatkowych" aspektów całego przyciągania, czyli możliwych negatywnych przekonań, które mogą (a nawet bardzo) towarzyszyć ci podczas przyciągania. Tego jak na nie będziesz reagował.
mrO napisał(a):Jakieś dwa tygodnie temu powiedziałem żonie że zmieniam pracę, że tam gdzie pracuję jest OK, ale to nie jest to i że robię to z końcem tego miesiąca. Była trochę tym zdziwiona, że tak nagle i nic o tym wcześniej nie wspominałem, ale dała mi wolną rękę skoro miałem takie przeczucie.
Decyzja została podjęta, szefostwo powiadomione i bardzo zdziwione (według nich bardzo dobrze rokowałem), a ja miałem 3 tygodnie na ogarnięcie nowej pracy i uzyskaniu dokumentu który pozwoli na dalszym rozwijaniu się w innym kierunku. W skrócie przeskoczenie bariery nie do przeskoczenia.
Znalezienie nowej pracy było bajecznie łatwe. Zrobiłem wizualizacje na dzwoniące telefony (wcześnie oczywiście wrzuciłem w kilku miejscach że szukam pracy) no i telefony dzwoniły, ale nic konkretnego

Więc podkręciłem to jako wizualizację że odbieram telefon a ktoś mi proponuje super ofertę i ją przyjmuję. No i zaczęło się, nie dość że telefony dzwoniły to jeszcze znajomi z pracy polecali mnie dalej. Obecnie od 1 września będę zatrudniony w 3 miejscach, nie wiem jak to pogodzę ale jakoś trzeba.
I tutaj można by już świętować, ale potrzebowałem jeszcze jednego dokumentu który pozwoli mi zwolnić się bez żądnych komplikacji.
Żonie nawet nie mówiłem o tym jakie to nieosiągalne, bo nikt tego nie chce wydawać, a nawet jeśli już to za chcą pieniążków.
Tak samo jak z telefonami wizualizowałem ze mam papier w rękach z pieczątką w miejscu w którym powinna być.
Dzisiaj poszedłem spróbować otrzymać pieczątkę w jednym z pierwszych możliwych miejsc, dostałem ją bez pytania i jeszcze za darmo (normalnie koszt czegoś takiego 300zł).

Pewnie pułap 10000 zł za miesiąc zostanie przekroczony.
Wizualizacje wizualizacjami, ale z perspektywy czasu uważam że bardzo ważmy aspektem procesu było przekonanie/wiara, m.in.: "i tak znajdę pracę", " i tak będzie tak jak chce". Mimo mając przysłowiowy nóż na gardle w postaci różnych zobowiązań finansowych wykonując właśnie przysłowiowy

"skok wiary"

jestem w diametralnie jeszcze lepszym miejscu życia niż byłem rok temu.