Piekło według kościoła to postawienie Bogu granicy, izolacja, zdanie sie wyłącznie na siebie i całkowite zamknięcie na wspólnotę, czyli całkowita samotność, jest to "obszar" ograniczony jak ograniczone jest stworzenie. Niebo wręcz odwrotnie - to ufanie Bogu i otwarcie na wspólnotę, to przyjęcie nieskończonych niespodzianek Boga.
Ze względu na wolną wolę mamy prawo do obu stanów - czyli do piekła i do nieba. Na pewno nie jesteśmy jedynymi wolnymi istotami we wszechświecie mającymi wybór, więc na pewno istnieją stworzenia które nazywamy demonami i aniołami.
Tyle że kościół wierzy, iż Bóg znajdzie drogę do każdego człowieka nie łamiąc jego wolnej woli, czyli że Bóg znajdzie sposób aby rozkochać w sobie każdego człowieka.
Piekło o jakim Wy piszecie to wizja mistyków. A wszelkie objawienia kościół nakazuje odczytywać ostrożnie. Po mojemu napiszę to tak jak rozumumiem - najważniejsze jest to co w Ewangeliach, Biblii. Dopiero na Ewangelie nakładamy objawienia. Nie mamy odbierać objawień dosłownie, bo są one przedstawiane przez filtr mistyka i ze względu na to mogą się różnić między sobą, a nawet być ze sobą sprzeczne. Bo objawienie to fabuła. Klerycy objawienimi zajmują sie dopiero na ostatnim roku, albo i póżniej - jakby dodatkowo. Właśnie po to by czyjeś wizje nie stały się podstawą, bo podstawą jest Ewangelia.
A od siebie powiem tak:
im bardziej wchodzisz w kościół tym mniej boisz się piekła, a wręcz wcale nim sie nie zajmujesz. Ja jestem całkowicie pochłonięta Bogiem odkąd Nim się interesuję. I tym mniej boisz się wszystkiego! Możecie tego nie zrozumieć, ale - tym wolniejsza jestem i tym bardziej (nie wiem jak to napisać) harda? Coś na zasadzie "nie ma mocnych"

))
I na pewno jesteśmy połączeni my tutaj i oni już tam. Ja sama doświadczam ich pomocy i wiem to na pewno! A jeśli to wyłącznie moja kreacja, to ciekawa sprawa, że działa ona stukrotnie lepiej niż kiedy działam sama. Bo w końcu niby jaka by była różnica, gdyby wszystko było tylko mojego pochodzenia? A jednak ja WIEM kiedy ONI maczają w tym ręce:) I wiem, że w tej pomocy chodzi o przesył miłości. Tak jak oni pomagają mi, tak ja im pomagam np.modlitwą. No bo niby nic... niby tylko jakaś formułka, ale to chodzi o coś więcej - o danie siebie. Modląc się za nich (albo robiąc coś innego) daję swój czas, swoją uwagę, swoją pamięć - innymi słowy daję coś z siebie. To tak jak dziecko daje laurkę mamie - nic nie znaczący kawałek papieru staje się obrazem miłości, tak samo tutaj wypowiedziana formułka z prośbą to przesył miłości. Jestem pewna że nie idzie to na marne, jestem pewna że Bóg tworzy coś niesamowitego z tych drobinek miłości.