przez michu » 28 cze 2020, o 00:10
Czytałem wszystkie tomy oprócz bodajże ósmego, czyli pozbieranych wypowiedzi z rosyjskiego forum Transerfingu. Mogę się wypowiedzieć z perspektywy czasu, przebytych doświadczeń i refleksji które po drodze uzupełniły luki w moim rozumowaniu. Cykl Transerfingu czytałem początkiem ubiegłego roku.
Pierwsze co przychodzi mi na myśl, to język pozbawiony emocji. Z tego cyklu bije taka pustka emocjonalna. Chłodny, analityczny przekaz wprawdzie bardzo wartościowych i cennych informacji, jednak czytając nie odczuwałem tego flow - tych emocji zawartych między słowami, zdaniami i całą masą dość specyficznie określonych pojęć (Może autor pisząc w ten sposób nie chciał wytwarzać nadmiernego potencjału?). Specyficzna terminologia czyni ten cykl w jakiś sposób wyjątkowym, ale może utrudniać odbiór szczególnie komuś, kto dopiero zaczyna raczkować w temacie samorozwoju - może nawet w jakiś sposób zrazić do siebie. Czytając odnosi się wrażenie że dotarło się do jakiejś sekretnej, zakazanej wiedzy ukrytej przez całe tysiąclecia w przestrzeni wariantów, która dopiero niedawno ujrzała światło dzienne. Ja przynajmniej takie wrażenie odniosłem. Wahadła, lustra, nadmierne potencjały, zamiar sprawcy, amalgamat rzeczywistości, odźwierny rzeczywistości - to brzmi wręcz mistycznie. Te wszystkie pojęcia znamy pod innymi nazwami, nie trzeba doklejać im aż tak feerycznych etykiet. Samo to, według mnie, to już tworzenie nadmiernego potencjału. Ja tak to odbieram jako czytelnik, choć nie sądzę że taka właśnie była intencja autora.
Życie to nie podążanie chłodną logiką, to nie bezemocjonalne płynięcie z nurtem wariantów. Życie to odkrywanie samego siebie, to doświadczanie emocji. Miłości, strachu, radości, wdzięczności, satysfakcji, czasem też gniewu, zazdrości, złości i wstydu. To emocje pną nas w górę, to one pomagają nam zrozumieć siebie. To one pomagają nam rozkwitnąć. A w Transerfingu emocji jest niestety jak na lekarstwo. Fakt, jest o nich mowa, ale według mnie temat ten nie został rozwinięty z należytym szacunkiem. A mówić o emocjach w sposób ich pozbawiony to jak uczyć się jeździć samochodem tylko oglądając filmy instruktażowe, nie doświadczając przy tym zdenerwowania kiedy pierwszy raz siadamy za kółko, niepewności gdy zbliżamy się do skrzyżowania itd. To co nas, ludzi czyni najbardziej wyjątkowymi ze wszystkich stworzeń na ziemi - to właśnie język emocji.
Pamiętam w którymś tomie było napisane coś takiego: "Transerfing jest niemożliwy bez odpowiednio wysokiego poziomu energetyki. Aby podnieść poziom energetyki jedyne co należy zrobić, to wyobrażać sobie dwa strumienie energii przepływające wzdłuż kręgosłupa - czerwony strumień płynący z ziemi ku niebu, i niebieski przepływający z nieba ku ziemi. To w zupełności wystarczy." Coś w tym stylu. Autor poświęcił może jedną stronę na opisanie tej techniki, która według niego w zupełności miała wystarczyć do podniesienia poziomu energetyki. Choć sam wolę określenie wibracja - jakoś lepiej mi się kojarzy. Czułem zawód, czytając te słowa. Autor potraktował czytelnika w sposób lekceważący, bo skoro poziom energetyki jest tak ważny by uprawiać Transerfing - dlaczego nie poświęcił temu tematowi chociażby pięćdziesięciu stron? Ja bym napisał o tym spokojnie co najmniej sto. Bo to od tego się zaczyna. A wyobrażanie sobie tych strumieni próbowałem, w moim przypadku jakoś specjalnie rezultatu to nie przyniosło. Podniesienie wibracji zaczyna się od miłości własnej, od uznania swojej wartości jako pełnej, wyjątkowej, niepowtarzalnej chodzącej indywidualności. I to miłość i emocje są najważniejsze. Kiedy pokochamy siebie, kiedy uznamy swoją wartość i uwierzymy w siebie - i wszechświat nas pokocha. Wtedy przyciąganie niejako odbywa się samo, pomyślimy tylko z miłością i wdzięcznością np, hmm fajnie byłoby spotkać kogoś kogo się dawno nie widziało - tydzień później dzwoni ta osoba. Albo, hmm, fajnie byłoby jechać w jakieś przyjemne miejsce - ktoś nagle odzywa się z atrakcyjną propozycją wyjazdu bądź znajdujemy wczasy last minute w bardzo korzystnej cenie. Kiedy wreszcie pokochamy siebie w pełni - nagle spotykamy miłość życia. Świat jest jak zwierciadło w stosunku do tego co mamy w środku, jak pisał Zeland. Jeśli nie odnajdziemy więc miłości w sobie, nie odnajdziemy jej wokół nas.
Jedna osoba którą znam, czytała Transefing w podobnym czasie co ja. Mieliśmy więc czas by rozważać kwestie tam przedstawione. Pewnego dnia facet o którym piszę powiedział mi coś, co wzbudziło we mnie delikatny niepokój. Michał, ja się czuję jakbym popadał w jakąś paranoję. Czuję jakiś lęk kiedy czytam ten transerfing, nie wiem czy dobrze robię zgłębiając tą wiedzę, rzekł wówczas. Czy to jest normalne, że lektura jakieś książki budzi w kimś tak negatywne odczucia? Dotyczy to tylko jednej osoby którą znam, ale dało mi to do myślenia. Ile osób może czuć się podobnie? To też wynika z czegoś, z pewnych programów i przekonań, owszem. Ale jeśli lektura książki rozwojowej budzi w kimś kontrproduktywne emocje - to chyba najlepiej nie jest.
Piszę to wszystko o Transerfingu z mojego punktu widzenia, ale są też ludzie bardziej i mniej emocjonalni. Ktoś kto doświadcza życia z dystansem, kto może kieruje się chłodną logiką, analitycznym podejściem do ludzkich zachowań - odnajdzie się w tym cyklu znacznie lepiej niż ja. Może ktoś kto jest psychopatą bądź socjopatą i nie odczuwa ani strachu ani miłości, kiedy trafi na Transerfing dozna epifanii. Nie wiem czy ja sam kiedyś przeczytam ten cykl ponownie, ale raczej podejrzewam że nie. Transerfing budzi we mnie uczucia bardzo ambiwalentne, z jednej strony zachęca ogromem wartościowej wiedzy ale z drugiej zniechęca sposobem, w jaki ta wiedza została podana.
I tutaj zgodzę się z Dream Walker - najlepiej zacząć od ostatniego tomu. Wtedy przekonacie się, czy warto zgłębiać pozostałe.
Lepiej być szczęśliwym, niż mieć dobry humor